Rozdział 8

Rozdział 8 niebezpieczeństwo.
Perspektywa Lucas'a.
- Tak, dojechał. Dobrze, dobrze. - Powiedziałem do słuchawki. Ehhh, ten Nanu. Jak zwykle chce pędzić do wszystkiego. Niby jest Kahuną wyspy ULA ULA w Aloli, ale, no cuż. Weztchnąłem zchodząc na dół. Wyciągnąłem kulkę z kieszeni i po chwili galopowałem na Mutsdale'u.
Perspektywa Patricka.
Nagle mój telefon zadzwonił. Spojżałem się na ekran. Tata. Odebrałem. Po chwili usłyszałem jego głos.
- Patrick, złe wieści. Phoebe zniszczyła stadion w Rustboro. - Powiedział tata.
- Coooooooo? - Zapytałem się z dziwną miną.
- Mój brat Nanu już się wszystkim zajmuje, ale zanim dotrze do Hoenn minie kilka dni. Dla tego jadę do ciebie na Mutsdale'u. Uznałem, że niebezpieczeństwo jest zbyt wielkie. - Powiedział tata rozłączając się, a po chwili usłyszałem rżenie i przed Pokemon Center zatrzymał się Mutsdale na którym siedział tata ubrany w coś co przypominało lekką zbroję z pasem na Balle i sztyletem. Na jego plecach zauważyłem plecak i przymocowaną fiolkę z krwią Drabao. Przedmiot, który nosi cały czas.
- Co się właściwie stało? Od początku? - Zapytałem po godzinie.
- Phoebe szukała nas. Wściekła się, więc jej Mimikyu zniszczył stadion w Rustboro. Burmistrz zażądził odbudowę, ale to potrwa. Phoebe została złapana, grozi jej ponad trzydzieści lat pozbawienia wolności. A i jeszcze policja wstrzyknęła Mimikyu zastrzyk, który sprawił że jego umiejętność została zablokowana na dwa dni. - Wyjaśnił tata.
- Czekaj, czekaj. Zniszczyła stadion za pomocą Mimikyu, Pokemona, który wogule nie występuje w Hoenn, jeśli już to bardzo żatko, a potem ją złapali? - Zapytałem.
- Tak. Jej Mimikyu zgubił czapkę i policja ją znalazła. aOd razu zidentyfikowali ją jako nakrycie głowy tego Pokemona tej trenerki. - Powiedział tata.
- A co z mamą? - Zapytałem czując najgorsze. Nie myliłem się.
- Ten Mimikyu zaatakował ją cienistym pazurem, trafiła do szpitala z zagrożeniem życia. - Powiedział cicho tata.
- Nieeee! Znajdę i zabiję! - Wrzasnąłem, i wtedy to się stało. Najpierw poczułem dziwną, gorącą moc zpływającą od głowy do nóg, a potem dziwne uczucie.
Wybiegłem z centrum z ogromną prędkością po rozłączeniu się z tatą. Biegłem tak około sześciu godzin, wogule nie odczuwałem zmęczenia. Dalszy bieg był niemożliwy, gdysz zatrzymała mnie bariera, a drwiący, kobiecy głos należący do Phoebe się odezwał.
- No co ja tu widzę! - Powiedziała z drwiną. - Synek Moniczki. I myśli, że ja nie uciekłam z więzienia. Tak właściwie złapali tylko imitację, która znikła godzinę temu hahaaha. Mimikyu, cienisty pazur! - Wydała polecenie.
- Z największą ochotą! - Wrzasnął Pokemon i wycelował we mnie z pokrytej ciemną energią łapy.
- Zobaczymy! - Krzyknąłem i pomyślałem. - Zginiecie. Ja o to zadbam! -
W następnej sekundzie uderzyłem niby Pikachu prosto w twarz z pięści. Dźwięk który temu towarzyszył brzmiał jak świst. Wogule ten cios był jakiś szybki. Szybki nawet dla mistrza karate. Takiego szybkiego ciosu by nie wyprowadził raczej. Zamachnąłem się i tak naprawdę pięść trafiła w cel.
- Co? Jak! - Zawołali jednocześnie i Phoebe, i jej Mimikyu.
- A tak! - Odkrzyknąłem i dołożyłem kolejny cios w ciało stworka.
Mimikyu był niezdolny do dalszej walki, a jego strój uległ zniszczeniu.
- Tak pogrywasz? Zobaczymy. Gourgeist, hipnoza! - Zawołała członkini elity.
Dyniowaty zaczął machać rękami i wytwarzać jasnoniebieskie fale. Jednak wtedy Flame uderzył go z żaru, co przerwało atak.
- Zabiję! - Wrzasneliśmy jednocześnie i  Flame udeżył żarem i miotaczem płomieni na raz. Potężna fala ognia pokonała dynię, jednocześnie zdmuchnęła jej trenerkę. Po chwili upadłem zmęczony na ziemię. Potem pamiętam że moje Pokemony jakoś zaniosły mnie do jakiegoś Centrum Pokemon.
Perspektywa Octorossa.
- To tutaj, to tu i to tu. - Mruczałem do siebie wkładając Balle do odpowiednich wgłębień w maszynie. - A teraz tylko start. - Uśmiechnąłem się diabolicznie i wcisnąłem start.
Po chwili lampy się nagżały, a turbina wystartowała miażdżąc kule się w niej znajdujące. Potem z urządzenia zaczęło emitować niebieskie światło, a ja wyjąłem trzy, czarne kule ze znakami Team Shadow.
- Poczekaj! - Usłyszałem głos jednego z uwięzionych w kladce Pokemonów. - Mam pomysł. Spróbujesz wyłamać zamek, a ja uśpię dużego. - Powiedział jakiś stwór.
- Ja wszystko słyszę! - Zawołałem traktując znajdującego się w środku Persiana zmutowanego z Butterfree ciosem w pysk.
- No co ty! - Zawołał mieszaniec który miał teraz typ normalno robaczy. - Weź wypuść nas! - Dodał.
Nagle wpadł mi do głowy pomysł. Te fuzje są przydatne. Prawda. Ale zawsze można postraszyć takich jak was ludzi.
- Dobra. - Powiedziałem wypuszczając tego nazwanego Buttersian, innego Digletto magnetona Digletton i trzeciego mieszańca starterów z Kanto Bulartle.
Trzy stwory wybiegły a ja zamknąłem przejście. Potem zacząłem produkować więcej Balli. A za chwilę znów zapolujemy na mieszańca, pomiota Monica'y.
Po godzinie miałem sto Balli. Wsadziłem je do czarnego kartonu poczym poszedłem do swojego apartamentu.
Perspektywa Patricka.
Obudziłem się. Obok mnie stał flame, a ja leżałem na łużku. Po jakimś czasie mogłem wyjść.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

rozdział 6